Rozumiem niezadowolenie młodych ludzi wchodzących na rynek pracy. Mają prawo nie rozumieć, dlaczego odbijają się od ściany. Rozumiem, że nie podoba im się problem ze znalezieniem pracy.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: Przyjeżdża do nas ekipa, która ma wyremontować nam łazienkę. Zapraszamy ją do domu, a majster zatrzymuje nas i mówi „Dzień dobry Szanownej Pani. Zaraz zabieramy się do roboty, ale muszę od razu powiedzieć, że przyprowadziłem ze sobą praktykanta. Będzie trzeba zapłacić też za jego pracę. Możemy też nie zdążyć i zużyć więcej materiału, bo młody robi to pierwszy raz i dopiero się uczy”.
Niewielu zgodziłby się na to bez dyskusji, wiec popatrzmy na całą tą sytuację szerzej.
Szersza perspektywa
Dziwi mnie głośne narzekanie osób od lat aktywnych zawodowo. Czyżby stracili szerszą perspektywę? Przecież 10–20 lat temu też były bezpłatne praktyki w szkołach zawodowych, technikach i na uczelniach. Nawet więcej, praktyki odbywały się w zakładach, które oficjalnie zarabiały na pracy praktykantów. Praktyki te były obowiązkowe, a oprócz kilku korporacji konsultingowych prawie nikt nie płacił.
Kryzys zwiększył wymagania względem firm – zarządy i właściciele szukają sposobów utrzymania i rozwoju biznesu. Zwiększyły się także wymagania względem pracowników – klienci więcej oczekują od firm, a firmy od swojej kadry. Szybkie uczenie się, otwartość na częste zmiany i efektywna praca są w cenie bardziej niż kiedyś.
Koncerny zagraniczne obniżają koszty, przenosząc swoje centra m.in. do Polski, co tworzy tysiące nowych miejsc pracy głównie dla absolwentów. Na rynku pracy trwa walka i dramatyczne poszukiwanie pracowników, bo nie ma odpowiednich. Pracodawcy sygnalizują, że spotykają się z przepaścią miedzy kompetencjami kandydatów a potrzebami rynku pracy (ang. skills gap) – wspomina o tym też Violetta Rymszewicz w swoim artykule Jak zatrudnić niewolnika?. Nie raz słyszałem, że często jedynym wymogiem jest język obcy i przeciętna zdolność uczenia się, bo na wykwalifikowanych kandydatów już nawet nie liczą. Takie firmy jak Credit Suisse, HP czy IBM nieraz musiały zatrudniać „każdego” i przyuczać od zera.
Balansowanie na linie
Tak przyzwyczailiśmy się do stabilizacji i wzrostu gospodarczego, że zapomnieliśmy o kilku prawach na tym świecie:
Wiele systemów w naszym kraju powstało w epoce przemysłowej, ale poleganie na nich w epoce wiedzy jest jak chodzenie po linie w szpilkach.
Zacznijmy od siebie
Oskarżanie pracodawców, Unii Europejskiej, urzędników czy polityków niewiele daje, bo problem jest blisko każdego z nas. Może czas przyznać oficjalnie, że potrzebna jest zmiana przekonań, którymi kieruje się tak wielu Polaków? Nie udawajmy, że nic się nie zmienia, bo:
Rodzice, pamiętajcie o swoim wejściu na rynek pracy, ale uczcie swoje dzieci tego, co zadziała teraz.
Nauczyciele, budujcie w swoich podopiecznych odpowiedzialność za własną sytuację.
Media i liderzy opinii, promujcie te przekonania, które pomogą ludziom poradzić sobie, a nie te, które zwiększają złość i bezradność.
Przypominając słowa Mahatma Gandhiego „Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie” zacznijmy od siebie i swojego otoczenia.